W połowie października ubiegłego roku Galerię Historyczną ni stąd ni z owąd odwiedzili przybysze z Holandii. Małżeństwo David, Klas Ine Scheele i towarzyszący im Frank i Tanja Bruggeman. Z Hotelu Dobosz wysłali e-maila z zapytaniem, czy spotkanie w MOK jest możliwe. Celem ich wizyty w Polsce były losy Piera van der Horsta ojca Klas Ine, który 17 marca 1944 roku trafił do obozu KL Stutthof Außenlager Pölitz w Messenthin. I tu po więziennej tułaczej gehennie ślad po nim zaginął.
Pier van der Horst urodził się w styczniu 1902 roku w Sneek w Holandii. Z zawodu był fryzjerem w Arnhem. Za działalność w ruchu oporu został skazany i osadzony w obozie koncentracyjnym Bergen- Belsen wraz z grupą innych więźniów. Przyznano mu numer obozowy 100896. 17 marca 1944 przetransportowano go do Pölitz-Messenthin i tu ślad po nim zaginął. Rodzina Piera rozpoczęła starania o ustalenie faktów związanych z ostatnimi miesiącami życia ojca, jako że po zakończeniu wojny do domu już nie wrócił.
W związku z tym, że nie znajdował się w transporcie kolejowym skierowanym do Barth (informacja uzyskana od jednej z instytucji zajmujących się badaniem zbrodni wojennych) istnieją przypuszczenia, że pozostał w baraku dla chorych. Rodzina odnalazła jednego z żyjących jeszcze byłych więźniów, który podał kilka zapamiętanych faktów. Według niego osoby przebywające w baraku dla chorych zostały ewakuowane przez Niemców tylko w bieliźnie osobistej i wywiezione w nieznanym kierunku. Co 20 minut powracały do obozu po nowych więźniów. Według świadka więźniowie zostali straceni w pobliskim lesie. Na 2 dni przed wywozem chorych z baraku komando niemieckie zorganizowało wymarsz kobiet uzbrojonych w łopaty z położonego obok obozu żeńskiego. Było to dziwne, gdyż dotąd były one zatrudnione w fabryce.
Na usta rodziny do dziś cisną się liczne pytania, na których odpowiedź pozwoliłaby ustalić losy zaginionego ojca. Ten stan niewiedzy trwa do dziś. Rodzina pisała liczne pisma, listy m.in. do ZG PCK w Warszawie, Ambasady Polskiej w Den Haag. Nic praktycznie nie ustalono. Wszystko wskazuje więc na to, że Pier został rozstrzelany w Messenthin zaraz po przybyciu do nowego miejsca kaźni. Józef Jagodziński we wspomnieniach „Bunkry na ruinach” wspomina, że 17 marca 1945 roku „...wywożono(...)do lasu i rozstrzeliwano(...)wywieziono i rozstrzelano 345 osób (...) gdy z jednego z samochodu zdejmowano chorych i rozstrzeliwano, drugi ładował więźniów z rewiru. Wywożono ich w koszulach, tak jak kto był ubrany.” Także Dunin - Wąsowicz w swych „Policach” cytuje więźnia Arkadiusza Zimnickiego: „...(...)na początku kwietnia 1945 roku, kiedy front stał na Odrze, zapadła decyzja ewakuacji więźniów. Wtedy postanowiono niezdolnych do marszu chorych w liczbie 300 osób różnej narodowości rozstrzelać. Chorych więźniów wywieziono samochodami z obozu i rozstrzelano w rowach, uprzednio wykopanych w lesie, oddalonych 500 m od obozu.(...)W dniu egzekucji(...) widziałem jak wywożono samochodami więźniów, a potem słyszałem strzały...”
Tajemnicy i tragicznych ostatnich dni życia Piera, jak i wielu innych więźniów wielu obozów nie da się ustalić. To jeden z symboli tragizmu II wojny światowej: Maksyma łacińska powiada: Ingrata patria ne ossa quidem habebis - niewdzięczna ojczyzno nie będziesz miała nawet (moich) kości...
Moi goście przebywali w Policach dwa dni. Obfotografowali miejsca związane z II wojną światową i wrócili do Holandii bardziej spełnieni. Przynajmniej będą mieli w oczach obraz miasta nad Łarpią, w którym ostatnie dni swego trudnego życia przeżył skromny fryzjer z Arnhem. Pier miał przy sobie obrączkę ślubną z napisem: Jantine 24-12-22...
Na zdjęciu: Pier van der Horst
Pier van der Horst urodził się w styczniu 1902 roku w Sneek w Holandii. Z zawodu był fryzjerem w Arnhem. Za działalność w ruchu oporu został skazany i osadzony w obozie koncentracyjnym Bergen- Belsen wraz z grupą innych więźniów. Przyznano mu numer obozowy 100896. 17 marca 1944 przetransportowano go do Pölitz-Messenthin i tu ślad po nim zaginął. Rodzina Piera rozpoczęła starania o ustalenie faktów związanych z ostatnimi miesiącami życia ojca, jako że po zakończeniu wojny do domu już nie wrócił.
W związku z tym, że nie znajdował się w transporcie kolejowym skierowanym do Barth (informacja uzyskana od jednej z instytucji zajmujących się badaniem zbrodni wojennych) istnieją przypuszczenia, że pozostał w baraku dla chorych. Rodzina odnalazła jednego z żyjących jeszcze byłych więźniów, który podał kilka zapamiętanych faktów. Według niego osoby przebywające w baraku dla chorych zostały ewakuowane przez Niemców tylko w bieliźnie osobistej i wywiezione w nieznanym kierunku. Co 20 minut powracały do obozu po nowych więźniów. Według świadka więźniowie zostali straceni w pobliskim lesie. Na 2 dni przed wywozem chorych z baraku komando niemieckie zorganizowało wymarsz kobiet uzbrojonych w łopaty z położonego obok obozu żeńskiego. Było to dziwne, gdyż dotąd były one zatrudnione w fabryce.
Na usta rodziny do dziś cisną się liczne pytania, na których odpowiedź pozwoliłaby ustalić losy zaginionego ojca. Ten stan niewiedzy trwa do dziś. Rodzina pisała liczne pisma, listy m.in. do ZG PCK w Warszawie, Ambasady Polskiej w Den Haag. Nic praktycznie nie ustalono. Wszystko wskazuje więc na to, że Pier został rozstrzelany w Messenthin zaraz po przybyciu do nowego miejsca kaźni. Józef Jagodziński we wspomnieniach „Bunkry na ruinach” wspomina, że 17 marca 1945 roku „...wywożono(...)do lasu i rozstrzeliwano(...)wywieziono i rozstrzelano 345 osób (...) gdy z jednego z samochodu zdejmowano chorych i rozstrzeliwano, drugi ładował więźniów z rewiru. Wywożono ich w koszulach, tak jak kto był ubrany.” Także Dunin - Wąsowicz w swych „Policach” cytuje więźnia Arkadiusza Zimnickiego: „...(...)na początku kwietnia 1945 roku, kiedy front stał na Odrze, zapadła decyzja ewakuacji więźniów. Wtedy postanowiono niezdolnych do marszu chorych w liczbie 300 osób różnej narodowości rozstrzelać. Chorych więźniów wywieziono samochodami z obozu i rozstrzelano w rowach, uprzednio wykopanych w lesie, oddalonych 500 m od obozu.(...)W dniu egzekucji(...) widziałem jak wywożono samochodami więźniów, a potem słyszałem strzały...”
Tajemnicy i tragicznych ostatnich dni życia Piera, jak i wielu innych więźniów wielu obozów nie da się ustalić. To jeden z symboli tragizmu II wojny światowej: Maksyma łacińska powiada: Ingrata patria ne ossa quidem habebis - niewdzięczna ojczyzno nie będziesz miała nawet (moich) kości...
Moi goście przebywali w Policach dwa dni. Obfotografowali miejsca związane z II wojną światową i wrócili do Holandii bardziej spełnieni. Przynajmniej będą mieli w oczach obraz miasta nad Łarpią, w którym ostatnie dni swego trudnego życia przeżył skromny fryzjer z Arnhem. Pier miał przy sobie obrączkę ślubną z napisem: Jantine 24-12-22...
Na zdjęciu: Pier van der Horst
Komentarze