Przemijanie

Jeszcze trwa miesiąc wspomnień, nostalgii, westchnień za ludźmi, którzy byli nam bliscy, ale nas opuścili. Listopad jest okazją do odwiedzenia grobów, mogił naszych bliskich, niedaleko nas, ale też często odległych, w innych regionach Polski. Refleksje o przemijaniu nie opuszczają nas. Są wkalkulowane w naszą egzystencję. Naszych Zmarłych otacza się zwykle dobrym wspomnieniem, ciepłą, życzliwą myślą. W ostatnich trzech latach pożegnałem kilku przyjaciół, osoby znane i cenione w Policach. Ich odejście pozostawiło pustkę. Pozostał dorobek ich życia utrwalony na brystolu, papierze, zdjęciach, w artykułach prasowych, rzeczach, przedmiotach trwałych, zapiskach kronikarskich.

Krzysiek - Krzysztof Toboła 1963-2008



Spotykałem go w różnych sytuacjach. Na ulicy, stadionie, podczas imprez sportowych, które współorganizował, na wernisażach, w tym także jego własnych (Anataz i Rada Osiedla nr 4). Zawsze uśmiechnięty, kipiący werwą i optymizmem snuł opowieści o jego uczestnictwie w licznych konkursach, wyjazdach, planach na teraz, na przyszłość.

Byłem niezmiernie rad, gdy bywał na imprezach organizowanych przeze mnie w Galerii Historycznej Polic, jak i przedsięwzięciach indywidualnych - na wystawach "„Moje małe ojczyzny” oraz „Moje Anioły”. Podczas jednej z nich wręczył mi moją karykaturę, która stała się jedną z najcenniejszych moich pamiątek. Żałuję, że nie mogłem być na bodaj ostatniej wystawie jego życia w MOK. Ceniłem go za karykatury. Są świetne.

Marian - Marian Yoph - Żabiński 1947-2009



Człowiek nieszablonowy, niekonwencjonalny, oryginalny. Człowiek czynu. Choć na co dzień otoczony wieloma ludźmi, hasał ulicami miasta samotnie ze swymi myślami, planami, nadziejami, wątpliwościami. Zanim trafił do Polic, wędrował niestrudzenie po Polsce, ze swym nieodłącznym bagażem fascynacji słowem pisanym, rymowanym lub nie. Tam poznał wielu ciekawych ludzi, utytułowanych, uznanych, poetów, prozaików. Swoje myśli, refleksje, analizy literackie publikował w wielu czasopismach kulturalnych i literackich. Sam też pisał dla siebie i innych wiersze, opowiadania.

Był laureatem wielu ogólnopolskich konkursów poetyckich. W Policach założył Regionalne Stowarzyszenie Literacko - Artystyczne, którego został prezesem. Skupił wokół siebie ludzi wrażliwych, piszących wiersze, opowiadania. Wraz z nimi stworzył swoistą bohemę artystyczną, która znalazła dla siebie miejsce spotkań w bibliotece w rynku. Spotykali się cyklicznie. Wspólnie stworzyli ideę organizowania Konkursu Literackiego im. K. I. Gałczyńskiego. Promował polickie środowisko literackie. W serii poetyckiej „Pegaz Policki” wydał tomiki wierszy wielu piszącym policzanom. Cieszył się każdym nowym debiutem, wydanym tomikiem, realizacją nowego pomysłu. Publikował w „Wieściach Polickich”. Pisał systematycznie artykuły podnosząc jakość pisma. Wielu twierdziło, że czyta Wieści, bo pisze tam Żabiński.

Jego teksty były żywe, interesujące, nawet dla ludzi nie związanych ze środowiskiem twórczym. Pisał felietony, opowiadania. Miał plany związane ze zbliżającą się rocznicą 750- lecia Polic. Chciał wydać książkę o polickich „literackich” ulicach. Wiele o tym mówił swym bliskim. Dzieła nie dokończył, choć było już niemal gotowe. Nie doczekał. Odszedł nagle zostawiając po sobie pustkę nie do wypełnienia. Był nader skromny, żył skromnie, nigdy nie wychodził przed szereg. Ale zostawił po sobie bogactwo słowa i czynu.

Bronia - Bronisława Mesterhazy-Okopińska 1918- 2010

Hrabina polickiej kultury. Przez lata aktywna zawodowo, społecznie. Żona Bronisława Okopińskiego, aptekarza, działacza sportowego. Skromna osoba wysokiej kultury. Poznałem ją dość dawno, gdy zostałem zaproszony do jej domu wraz z paniami Różą Kłys, Anną Ryl i Witoldem Stefańskim. Byłem wówczas na etapie tworzenia Galerii Historycznej Polic. A Okopińscy postanowili przekazać wiele osobistych pamiątek do zbiorów GHP.

Potem spotykałem się z Bronią wielokrotnie przed i po śmierci swego męża. U schyłku życia objawiła się jako poetka. Wydała kilka tomików swych wierszy. Żywo uczestniczyła w życiu kulturalnym, a zwłaszcza literackim Polic. To ona poinformowała mnie o śmierci Mariana Yopha - Żabińskiego. Kazała mówić do siebie po imieniu. Dość często dzwoniła do mnie z różnymi swoimi sprawami, radościami i wątpliwościami. Będę ją wspominał jako dobrego, zacnego człowieka.

Zyzio - Zygmunt Zdanowicz 1941- 2010



Zdarza się,że w suacjach istotnych, smutnych, bolesnych, radosnych, mniej, bardziej ważnych, w obecności ludzi cytuje się słowa znanych osób: poetów, myślicieli, filozofów, świętych. Gdybym musiał do ludzi powiedzieć słowa o Zygmuncie Zdanowiczu, zapewne nie cytowałbym niegdyś wypowiedzianych myśli Wiktora Hugo, Umberto Eco, czy Alberta Einsteina. Nie cytowałbym fragmentów wierszy poety księdza Jana Twardowskiego. Bowiem nie oddałyby one prawdy o człowieku, który był niezastąpiony w tym co czynił dla siebie, dla nas w swoim pięknym życiu.

Zygmunt był osobą żyjąca na przełomie XX/XXI wieku, ale wydawało się, że był osobą eklektyczną, z ”dawnej” epoki. Związany przez lata z teatrami szczecińskimi, szczecińską kulturą, posiadał wyłączność na osobistą interpretację zdarzeń, przedsięwzięć, pomysłów związanych z kulturą, sztuką.Szczecinianin, ale tak naprawdę policzanin. Kilkanaście swoich ostatnich lat życia spędził z nami w murach Miejskiego Ośrodka Kultury, na imprezach kameralnych, plenerowych, wielkich, kameralnych, których był współrealizatorem.

Był zawsze blisko sceny. Polegaliśmy na nim, bowiem jak nikt inny posiadał wiedzę o tym co się robi za kulisami, na proscenium, w garderobie, podczas występów, spektakli.Był wszechstronnie przygotowany do podjęcia zadań z zakresu teatru, pantomimy, wystaw okolicznościowych, tematycznych, przygotowania rekwizytów, aktorów, wykonawców do wyjścia na scenę. Miał szerokie znajomości. Wielu znanych szczecińskich artystów lansował i prezentował w kulturalnym polickim środowisku. Snuł o nich często anegdoty, opowiadania. Zaskakiwał nas osobista znajomością z wieloma ludźmi kultury, sztuki, artystami. Choćby z Emilą Krakowską, braćmi Englertami.

Zyzio był firmą. Był lubiany i szanowany przez ludzi zwykłych, osoby publiczne, polickich, szczecińskich VIP- ów. Często proszono Go o pomoc w realizacji kolejnych różnorakich przedsięwzięć. Miał pomóc mi w przygotowaniu wystawy na okoliczność konferencji historycznej. A tu nagle brakuje Zygmunta.Gdy dotarła do nas wieść o odejściu Zyzia, pytaliśmy się: jak to możliwe? Przecież jeszcze niedawno kilka dni wstecz, kilkadziesiąt godzin temu rozmawialiśmy z nim, dotykaliśmy Go, niektórzy zakurzyli z nim ostatniego papierosa.

Odszedł nagle bez uprzedzenia nas o swoim życiowym zmierzchu pięknej przygody, pełnej niepowtarzalnej otoczki, jaką był spowity. Zostawił nas wśród wielu osobistych przedmiotów, pamiątek, których pełno w Miejskim Ośrodku Kultury...Mam po nim dwie pamiątki. Dwa rysunki. Zyzio rysował. I to jak! Prawie jak Kantor. Na próbach kolejne sceniczne sytuacje miast syntetycznie opisywać...rysował na licznych karteluszkach.Nieraz mawiamy: trzeba zadzwonić do Zyzia. Tylko, że on telefonów już nie odbiera.

jan

Komentarze